Na majówce każdy bawił się jak na wakacjach życia – śmiech, luz i zero stresu (no, prawie). Atmosfera była fenomenalna. Czekało na nas sporo atrakcji: spływ Dunajcem, górskie wędrówki i oczywiście klasyczne ognisko z kiełbaskami, które cudownie się przypalały – wedle tradycji.
Uroki Pienin zdecydowanie dały radę – zarówno do podziwiania, jak i do zasapanych podejść.
Ale prawdziwym hitem (czy raczej horrorem?) był spływ pontonami. Temperatura – oszałamiające 8 stopni. Wiatr – jakbyśmy płynęli przez lodówkę z turbodoładowaniem. W pewnym momencie byliśmy przekonani, że to nasza ostatnia wycieczka licealna. Krążą nawet słuchy, że niektórzy robili podsumowanie życia. Ale przeżyliśmy – przemoknięci, zmarznięci, ale za to z przygodą, którą będziemy opowiadać wnukom. Albo przynajmniej wrzucać na Instagrama.
Wieczorami były gry, pogaduchy i śmiechy do późna (z częstą kontrolą naszych wspaniałych pań). Krótko mówiąc: wycieczka licealna pełna wrażeń, humoru i lekkiego szoku termicznego.









